Kiedy dowiedziałam się
o koncercie?
O koncercie dowiedziałam się w drugiej połowie maja – albo siedemnastego, albo osiemnastego
– dwa tygodnie przed startem sprzedaży biletów, która zaczynała się pierwszego czerwca. To był też moment,
w którym dowiedziałam się, że w USA bilety kosztowały od 50 do 250 USD, jeszcze
nie byłam jednak w stanie znaleźć informacji, ile będą kosztować bilety w
Europie, więc przyjęłam, że będzie to podobna kwota.
Wstęp – moje podejście
do pieniędzy.
Szastam pieniędzmi,
zwłaszcza na jedzenie, a raczej na słodycze, od których ewidentnie jestem
uzależniona. O ile 50 USD nie było dla mnie jakoś szczególnie wysoką kwotą,
tak 250 USD, jak najbardziej, a chciałam mieć jak najlepszy bilet. Nagle
jednak (serio, z dnia na dzień!) coś mi się poprzestawiało w głowie i zaczęłam
ciąć wydatki właśnie na słodycze. Zamiast non stop kupować batoniki i wafelki,
kupiłam najtańszy krem czekoladowy na kanapki z Intermarche i to właśnie na nim
jechałam (kosztował całe 3,79zł!). Serio, wystarczyło kupić tańszy zamiennik
Nutelli i już nie potrzebowałam codziennie wydawać na słodycze, bo wiedziałam,
że coś jednak na mnie w domu czeka i mogę to zjeść na pysznym chlebku :D Poza
tym, nie kupowałam książek, pierdół i ubrań – chociaż nie, kupiłam w lumpeksie
jedne spodnie za 6 zł, ale tego zakupu nie żałuję.
Od tego momentu wiedziałam, że coś mi się w głowie poprzestawiało,
co miało związek z pieniędzmi. Do tej pory, myślałam że nie stać mnie na podróże, czy jakieś
większe wydarzenia, ponieważ są one drogie. Myślałam, że kraje takie, jak
Tajlandia (swoją drogą jeden z moich wielkich celów, o których teraz myślę, w
sposób realny!) są poza moim zasięgiem. Do tej pory zdążyłam odpuścić wiele
fajnych koncertów, ponieważ w trakcie sprzedaży biletów nie miałam pieniędzy,
ponieważ wszystko przejadałam! Ale teraz wiem, że to wszystko to kwestia
priorytetów i mocnego chcenia – ale takiego, które zmienia podejście „nie mam”,
na „jak mogę to zdobyć?”!
Jakim cudem
nazbierałam na bilet?
Musicie wiedzieć, że od samego początku zbierałam na jak
najlepszy bilet, na jaki byłoby mnie stać, niezależnie od tego JAKI byłby to
bilet. Oczywiście zafiksowałam się nad możliwością zdobycia pakietu VIP, który,
jak się okazało, kosztował 260 euro
dla koncertu w Amsterdamie, który wybrałam dla siebie, jako miejsce, w którym
chcę się znaleźć. Ale 260 euro to nie wszystkie koszta, bo jeszcze dochodziło
8,55 euro za wysyłkę biletu przez pocztę (a chciałam mieć fizyczny bilet na
pamiątkę!), 2,5% prowizji za użycie karty VISA, ze strony na której zamawiałam
bilet i 2,8% przewalutowania ze strony polskiego banku. Razem około 300 euro. Jak więc nazbierałam na bilet, nie mając w ogóle oszczędności?
Cóż, 100 złotych oszczędności miałam. Miałam też około 200
zł na jedzenie i to właśnie od tej kwoty zaczęłam oszczędzanie – przede wszystkim,
przestałam kupować drogie słodycze, które mogę jeść na potęgę.
Miałam też zlecenie (jako copywriter), którego deadline
zawierał się akurat w tych dwóch tygodniach czekania na otwarcie sprzedaży
biletów i drugie, którego deadline na dzień dzisiejszy jeszcze nie minął. Aha,
obydwa zlecenia miałam od tego samego klienta.
Wystarczyło się
zapytać, czy to drugie zlecenie mogę podzielić na dwa mniejsze, by przed 1
czerwca dostać większą wpłatę. Serio, w ten sposób znalazłam się w
posiadaniu przynajmniej części pieniędzy potrzebnych na bilet VIP. Siła zadawania pytań jest ogromna.
Miałam już na bilet ze środkowej półki cenowej!
CUD – czyli słowo
wtrącone przez Urząd Skarbowy.
W marcu tego roku, jak chyba każdy, rozliczałam się z
Urzędem Skarbowym – wyszło, że muszą mi zwrócić nadpłacony podatek. US ma na
zrobienie tego 3 miesiące. U mnie minęły już 2 miesiące, a podatku nadal nie
było ani widu, ani słychu. Ale jakieś dobre siły sprawiły, że podatek został do
mnie wysłany akurat wtedy, gdy byłam w „potrzebie”! Miałam już na swój
wymarzony bilet – nawet na ten VIP!
Jak więc widać,
wystarczyło nie wydawać ogromnych sum z tych pieniędzy, które już się miało i
zacząć pracować nieco wydajniej, by szybciej zyskać zapłatę!
Podsumowanie
Nie kupiłam pakietu VIP, ponieważ nie byłam w stanie. Albo
te pakiety rozeszły się w ekstremalnie szybkim tempie, albo na stronie był
jakiś błąd, który uniemożliwił mi ich zakup. Niemniej jednak jakiś bilet
kupiłam – a mianowicie najlepszy (albo po prostu najdroższy, czy faktycznie
jest najlepszy, to się dowiem w trakcie koncertu :D, mam nadzieję, że będę mieć
dobry widok!) z tych zwyczajnych biletów. Zapłaciłam za niego 206,40 euro i
dzięki niemu 13 października tego roku jadę do Amsterdamu na koncert BTS!
Teraz wierzę, że jak się coś bardzo chce, to można to mieć,
wystarczy nie narzekać, tylko zabrać się do pracy. Przyznam szczerze, że miałam
nawet pomysł, by wyprzedać swoją biblioteczkę, gdyby nie udało mi się zebrać
pieniędzy, na szczęście nie musiałam tego robić. Niemniej jednak, teraz, gdy w
mojej głowie coś się poprzestawiało i uważam, że stać mnie na podróże, już
zaczynam zastanawiać się, gdzie pojechać, nawet jeszcze w tym roku! W końcu
pieniądze ze spokojem znajdę, wystarczy, że ich nie przejem!
Bardzo miło się czyta, kiedy ktoś spełnia swoje marzenia :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą chyba też powinnam przestać wydawać tyle pieniędzy na słodycze. Niby tanio, bo raz coś kupię za 3 zł, drugim razem za 2 zł, ale gdyby to zsumować to bym miała dużo oszczędności.
Mam nadzieję, że kiedyś chłopcy przyjadą do Polski, bo na
razie nie mogę pozwolić sobie na wyjazd za granicę :)
jak tak samo mam Caroline
Usuń